przystanek przesiadkowy
Groszek Warczyburg - na parkingu w północnoniemieckim miasteczku Hilegenhafen cierpliwe wypatruje naszego powrotu. Dość bezdusznie i nie bez wyrzutów sumienia, pozostawiliśmy go tam w pełni sprawnego, z rozgrzannym wakacyjnie silnikiem, a kajaki, które tak dzielnie wiózł przez ostatnie dwa tygodnie na swoim nadymającym się dachu, przenieślismy na naszego nowego Big Wigwam'a. Indianie mówią tak na swoje domy. Ciepłe, bezpieczne, szpiczaste. Z moim własnym ostatnim Indianinem.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZwt-_psyjBhoA_VK4eQWHXWTA2PXz3MkV_MMJpnpGJ6XD8kmtqKlyS8ZzQLDvurua9wZzFm7fybpZ6zu8t79qv25NM_JwYYDzKatWdY_PmNY5HseTTKdVd-DWav1TB_-M1vxpOJDYM9ob/s320/m_DSC_0261.jpg)
Popłynęliśmy na północ.
Przyjdzie taki czas, kiedy odbijemy Zielonego Groszka z niemieckiej ziemi, jakkolwiek jest mu bliska. Male ram-pam-pam i znów będzie wypoczywać w swojej cichej jesiennej kawalerce w Bydgoszczy wśród znajomym walizek, bliskich puszek farb, troskliwych lin, życzliwych nart i zapomnianych skarbów. Zanim jednak - zajrzy jeszcze na wesele, w roli głównej - prawie, jesienią. Na trasie. A wszystko zostanie w rodzinie. Pracowity rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz